Lublin, jedna z głównych ulic miasta wojewódzkiego

Lublin, jedna z głównych ulic miasta wojewódzkiego. Wracając wieczorem z całodniowej interwencji otrzymujemy telefon od funkcjonariuszy Eko Patrolu Straży Miejskiej z prośbą o wsparcie – kolejny pies w potrzebie wymagający natychmiastowej pomocy! Na miejscu zastaliśmy suczkę Sonię. Towarzyszą nam funkcjonariusze Eko Patrolu SM.

Sonia merda ogonem, spogląda na nas przyjaźnie, choć widać, że ma pewne problemy z poruszaniem się, z wysyłanych przez nią sygnałów wynika, że odczuwa przy tym ból. Ta około 13-letnia suczka dźwiga ciężki łańcuch o długości ok 1,5 m, który zastępuje jej również obrożę, dodatkowo boleśnie obciążając kręgosłup. Sonia jest znacznie wychudzona. Na podane przez funkcjonariuszy SM jedzenie i wodę, wręcz rzuca się, połykając je w pośpiechu.

Starsza kobieta zamieszkująca na posesji twierdzi, że zwierzę należy do jej córki, która z nią nie mieszka – córka przeprowadzając się pozostawiła zwierzę na posesji matki. Starsza kobieta informuje nas, że nie jest w stanie opiekować się psem, ale robi to jej córka oraz wnuczka. Podobno codziennie karmią Sonię i dbają o nią. Niestety, w naszej ocenie zwierzę nie ma zapewnionego dobrostanu. Po ustaleniu tożsamości właścicielki zwierzęcia udaje nam się po wielkich trudach ściągnąć ją na miejsce. W odpowiedzi na nasze pytania kobieta utrzymuje, że codziennie dogląda psa jej córka. Właścicielka zwierzęcia nie widzi nic złego w braku obroży i w łańcuchu na szyi, zaprzecza, że Sonia jest wychudzona i chora. Kobieta uparcie twierdzi, że sunia ma właściwą opiekę! Nalegamy, by dotknęła zwierzę wzdłuż linii kręgosłupa i w okolicy żeber. Kobieta robi to niechętnie, natychmiast otrzepuje rękę. Nic dziwnego, pies jest brudny, chudy, nieprzyjemny w dotyku…

Po długiej i męczącej rozmowie dochodzimy do kompromisu. Kobieta zobowiązuje się do poprawy warunków życia Soni, poprzez zabranie jej na własne podwórko, gdzie będzie osobiście jej doglądać oraz do zapewnienia opieki weterynaryjnej i zastosowania się do zaleceń dotyczących żywienia, profilaktyki i leczenia.

Rozmowa z właścicielką Soni do łatwych nie należy, zmienia ona swoje deklaracje, wspomina nawet o uśpieniu psa, skoro twierdzimy, że chory! Słowa te przychodzą jej tak łatwo, jakby miała utulić psa do snu!!! W trybie natychmiastowym wyprowadzamy Panią z błędnego toku myślenia, uprzedzając o odpowiedzialności karnej, za uśmiercenie psa, który niewątpliwie przy zapewnieniu właściwej opieki i leczenia powinien żyć! Zwierzę jeszcze przy nas zostaje przetransportowane do nowego miejsca pobytu, właścicielce z psem towarzyszą funkcjonariusze.

Sprawdziliśmy kilkukrotnie dotrzymanie deklaracji w tej sprawie. Sonia trafiła pod opiekę lekarza weterynarii oraz zostały zabezpieczone jej podstawowe potrzeby: otrzymała schronienie, wodę i jedzenie, nie musi też dźwigać łańcucha.

sonia