Sara

Kiedy jedziemy na interwencję nigdy nie wiemy czego możemy się spodziewać. Nie zawsze jest łatwo, czasami walczymy kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt godzin, aby zakończyć działania w terenie. Zazwyczaj problemy sprawiają ludzie, ale zdarza się i tak, że ratowane zwierzę nie zna naszych dobrych intencji. W wypadku Sary właśnie tak było, poza agresją ze strony właścicieli, nie tylko słowną ale i fizyczną w kierunku naszych wolontariuszy, ona również na początku nie była chętna do współpracy. Ot broniła całego swojego dotychczasowego życia, małego brudnego kojca…

Dzięki zaangażowaniu, odpowiedniemu podejściu i parówkom, które były naszym prowiantem, udało się zyskać choć odrobinę jej zaufania. Kolejne dni w klinice sprawiały, że otwierała się, a my przecieraliśmy oczy ze zdumienia, jak szybko jej zachowanie uległo zmianie. Nigdy nikogo z nas nie skrzywdziła, choć na początku zastanawialiśmy się czy podołamy. Szybko stała się naszą ulubienicą i świetną kompanką do spacerów. Mimo, że starsza i wyniszczona życiem miała to szczęście znaleźć wspaniały i czuły dom. Dom na prawdę dobry, wyjątkowy, taki, który zmienił jej życie o 180 stopni.

Byliśmy o nią spokojni. Niestety bywa tak, że kiedy żyjemy, jak w bajce, dzieje się coś, co powoduje, że jak najszybciej chcemy zakończyć ten koszmar. Sara źle się poczuła. Postawiła na nogi opiekunów, lekarzy, nas, a następnie kolejne zaangażowane osoby, za co bardzo dziękujemy. Niestety nie udało się jej uratować. Jest nam z tym bardzo ciężko ale jednocześnie cieszymy się, że zdążyła zaznać normalnego życia. Dziękujemy wszystkim osobom, które przyczyniły się do zmiany jej życia. Sarka, słońce, do zobaczenia za Tęczowym Mostem.